Mistrzostwa już bez reprezentacji Polski

m

To była pełna emocji sobota. Tego wieczoru umarły nadzieje Polaków na przejście do ćwierćfinału. Swoim oczom nie dowierzali również Rosjanie, oglądając z trybun Stadionu Narodowego w Warszawie klęskę swojej reprezentacji.

Mecze Rosja-Grecja i Polska-Czechy zaczęły się równocześnie. Pierwszy w Warszawie na Stadionie Narodowym, drugi we Wrocławiu. Równocześnie i dynamicznie. Te spotkania miały zdecydować o być albo nie być w ćwierćfinale czterech reprezentacji. Czechom wystarczał remis, Polacy musieli wygrać. Na zwycięstwo i wyjście z grupy liczyli również Rosjanie, zdecydowani faworyci tego koszyka.

Piłkarze Sbornej zagrali ostro od samego początku. Druga minuta to atak poprowadzony przez Andrieja Arszawina i zakończony podaniem do Romana Szyrokowa, który miał nadzieję na oddanie celnego strzału. Jednak Michalis Sifakis był szybszy i Grecy zaczęli przejmować inicjatywę. Widać było, że to zupełnie inny zespół niż ten, który zremisował z Polską na meczu otwarcia UEFA EURO 2012™.

Również Polacy wyskoczyli szybko do przodu, próbując przygnieść Czechów na ich połowie. Już w drugiej minucie Dariusz Dudka efektownie strzelił z przewrotki, niestety, trafiając w boczną siatkę bramki. W szóstej minucie z kolei Ludovic Obraniak silnym bezpośrednim kopnięciem próbował umieścić piłkę w bramce Czechów, ale podobnie jak chwilę wcześniej Dudka, umieścił ją w bocznej siatce. W dziesiątej minucie Kuba Błaszczykowski podał do Roberta Lewandowskiego, a ten strzela, ale chybią. Trzynasta minuta to również niecelny strzał na bramkę w wykonaniu Sebastiana Boenischa, a piętnasta – przestrzelony ponad poprzeczką atak Eugena Polanskiego.

Walka trwała również na Stadionie Narodowym w Warszawie. Po początkowej wyraźnej ofensywie Rosjan Grecy otrząsnęli się i zaczęli kontrować. Jednak oni też nie potrafili przebić się przez obronę rywali. Pomógł im dopiero błąd, jaki w doliczonym czasie pierwszej połowy popełnił Siergiej Ignaszewicz. Wyrzucał piłkę z autu i nie wiedzieć czemu oddał ją wprost pod nogi Giorgosa Karagounisa. Ten nie mógł zmarnować takiej szansy. Bramkarz Wiaczesław Małafiejew okazał się bezradny wobec mocnego strzału Greka.

Napływające do Wrocławia informacje ze Stadionu Narodowego w Warszawie o wyniku po pierwszej połowie spotkania Greków z Rosjanami zupełnie odmieniły mecz Polska-Czechy. W naszych rywali z południa wstąpił nowy duch. Ruszyli ostro do ataku. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Po fatalnym błędzie polskiej obrony i upadku Rafała Murawskiego w polu karnym, Petr Jiracek pokonał Przemysława Tytonia i wbił nam gola. Po tym strzale z Polaków kompletnie zeszło powietrze. Do końca spotkania biało-czerwoni nie potrafili się pozbierać. Nie pomogły desperackie akcje w doliczonym czasie gry. Czesi wyraźnie grali na czas, ze świadomością, że właśnie wychodzą z grupy. I wraz z gwizdkiem sędziego ich sen się ziścił. Bramka Jiracka przypieczętowała nasze pożegnanie z mistrzostwami.

Szok i niedowierzanie panowały również na trybunach Stadionu Narodowego w Warszawie. Z gardeł 20 tysięcy rosyjskich kibiców, gromko intonujących w pierwszej połowie „Rassija”, teraz nie wydobywał się żaden dźwięk. 2 tysiące Greków rozniosło po trybunach pełen triumfu okrzyk „Hellas, Hellas!”. Rosja przegrała z Helladą 0:1.

Grecy utrzymali się w Turnieju. Wyeliminowali faworyta grupy i ostro idą do przodu. Czy zafundują nam powtórkę sprzed ośmiu lat i sięgną po mistrzostwo? Na pewno jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa.